Wielu firmom ciężko odnaleźć się w nowej rzeczywistości związanej ze zdalną pracą, zwłaszcza, że musiały w nią wejść niemal z dnia na dzień. Sytuacja może jednak stać się też „furtką” do dalszego rozwoju i cyfryzacji. Aż 66% decydentów w przedsiębiorstwach uważa, że trwająca epidemia przyspieszy tempo digitalizacji. Wdrażane narzędzia komunikacji, aplikacje w chmurze czy elektroniczny obieg dokumentów pomogą firmom w dopasowaniu się do sytuacji rynkowej oraz redukowaniu kosztów.
Skalę nagłego przejścia przedsiębiorstw w tryb zdalny obrazuje skokowy wzrost liczby osób korzystających z komunikatorów i platform wirtualnej współpracy. Jak podaje Microsoft, w połowie marca w ciągu tygodnia liczba użytkowników aplikacji Teams zwiększyła się o 37%, a każdego dnia odbyło się w niej ponad 900 mln spotkań. Tego samego miesiąca Vodafone, jeden z największych operatorów telefonii komórkowej na świecie, odnotował w niektórych europejskich krajach wzrost transferu danych w internecie o 50%.
– Po unormowaniu się sytuacji prawdopodobnie wiele firm uzna, że nie było tak źle i zdecyduje się pozostawić zespołowi możliwość przynajmniej częściowej pracy zdalnej. Długofalowo przyniesie to konkretne korzyści – zapewni pracownikom m.in. elastyczność i możliwość łatwiejszego godzenia obowiązków służbowych z domowymi oraz oszczędność czasu dojazdów do pracy. Co równie istotne, zwłaszcza teraz, taki model umożliwia też redukcję wydatków, m.in. na przestrzeń biurową. Jeszcze przed epidemią niektóre firmy stosowały tzw. hot desking, czyli nieprzypisywanie stanowisk pracy do konkretnych osób. Dzięki takiemu rozwiązaniu zespół może się „wymieniać” w biurze i w domu, a firma redukuje przestrzeń i liczbę biurek, zamiast ograniczać zatrudnienie. Według analiz tylko w Stanach Zjednoczonych przejście na pracę zdalną może pomóc pracodawcom zaoszczędzić łącznie nawet ponad 30 mld dolarów dziennie – wskazuje Mateusz Macierzyński, ITS Portfolio Manager w firmie Konica Minolta.
(RED/Minolta)